Internauci nie kryją rozczarowania finałem "Jeden z dziesięciu" i nieobecnością w nim Artura Baranowskiego. Apelują do produkcji, by dali uczestnikowi jeszcze jedną szansę. "Pora nagiąć
49 Kategoria: Ciekawostki Wyświetleń: 36106 Imponujący uczestnicy. Kategoria: Ciekawostki | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 36106 0 Kategoria: Śmieszne Wyświetleń: 123824 Amatorska wersja popularnego teleturnieju, treść budzi wątpliwośći na temat trzeźwośći uczestn... Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 123824 0 Kategoria: Ciekawostki Wyświetleń: 63 79 Kategoria: Śmieszne Wyświetleń: 16809 Przecudowny montaż :) Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 16809 33 Kategoria: Ciekawostki Wyświetleń: 33345 Ale koleś jebnął "Prowadzący teleturniej 1 z 10, nie wytrzymał, gdy gracz zadał mu pytanie."... Kategoria: Ciekawostki | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 33345 0 Kategoria: Śmieszne Wyświetleń: 41360 coolerska przerobka programu Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 41360 1 Kategoria: Gry i komputery Wyświetleń: 451 Najlepszy gracz Trackmanii, Idealny przejazd 1 Kategoria: Śmieszne Wyświetleń: 5423 przerobka 1 z 10 Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 5423 0 Kategoria: Gry i komputery Wyświetleń: 84800 32 Kategoria: Ciekawostki Wyświetleń: 142100 Rekord świata został pobity - przeżył pod wodą 10 dni! Kategoria: Ciekawostki | Komentarze: 8 | Wyświetleń: 142100 25 Kategoria: Śmieszne Wyświetleń: 115763 Najlepsze kawałki z Gulczas a jak myślisz z Dariuszem. Kim jest dariusz niewiadomo ahah Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 3 | Wyświetleń: 115763 77 Kategoria: Śmieszne Wyświetleń: 69500 Dobry montaż starego, ale jarego teleturnieju polskiej telewizji. Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 69500 0 Kategoria: Ciekawostki Wyświetleń: 44558 Druga cześć wywiadu Dariusz Szpakowskiego polecam !! Kategoria: Ciekawostki | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 44558 54 Kategoria: Sport Wyświetleń: 89200 Najlepszy jak dla mnie polski komentator. Ma te swoje błędy językowe, ale wybaczmy mu to! Kategoria: Sport | Komentarze: 14 | Wyświetleń: 89200 0 Tak się cieszy Dariusz Szpakowski Dodany godz. 22:16 przez MCSavi Tego jeszcze nie widzieliście. Na filmiku przedstawiona jest radość znanego polskiego komentatora - Dariusza Szpakowskiego podc... Kategoria: Sport Wyświetleń: 53110 Tego jeszcze nie widzieliście. Na filmiku przedstawiona jest radość znanego polskiego komentat... Kategoria: Sport | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 53110 0 Kategoria: Sport Wyświetleń: 14154 Najlepszy Polski bokser Kategoria: Sport | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 14154 44 Kategoria: Ciekawostki Wyświetleń: 89616 0 Kategoria: Motoryzacja Wyświetleń: 756 0 Kategoria: Zwiastuny Wyświetleń: 24146 Czarna komedia z 1992 roku ;] Kategoria: Zwiastuny | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 24146 Bieżące Maxiory
Katarzyna Staszak. Rekordzista programu 'Jeden z dziesięciu' Artur Baranowski (Fot. TVP) Jeden z dziesięciu konkurs nauka program TV teleturniej telewizja tvp. Artur Baranowski odpowiedział
12 kwietnia 2012 przyszedłem do siedziby Telewizji Lublin, ubrany jak zwykle w koszulę w kratę. W budynku czekała kolejka takich jak ja petentów. Po kilkunastu minutach wezwano mnie do obszernej sali, gdzie zostałem poddany przesłuchaniu. A skąd jestem, a ile mam lat, a jaki zawód wyuczony, a jakie zainteresowania. Na koniec egzaminator zadał 20 pytań z wiedzy ogólnej, odpowiedziałem poprawnie na 16 i poinformowano mnie, że się dostałem. "Odezwiemy się do pana" - zagrzmiało mi w uszach. Uradowany wyszedłem odetchnąć rześkim kwietniowym powietrzem, po czym oddaliłem się w nieznanym kierunku. Nigdy się do mnie nie odezwali. Na kilka lat zapomniałem o tym upokorzeniu. Byłem zajęty wożeniem słoików do stolicy oraz odbieraniem pracy i kobiet prawdziwym warszawiakom (takim z dziada pradziada, a nie jakimś tam przebierańcom). Dopiero gdy w marcu 2017 kolega z pracy ogłosił, że właśnie wraca z nagrania Jednego z Dziesięciu, uzmysłowiłem sobie, że coś mnie w życiu ominęło. Hola, hola, burknąłem. Wzburzony napisałem maila do organizatorów, że co to ma być, że skandal, że kto to słyszał takie rzeczy, jak można było przeoczyć fakt mojego awansu do etapu nagrania 5 lat temu. O dziwo dostałem odpowiedź. Sympatyczny pan Krzysztof odpisał jak gdyby nigdy nic, że nie wie o co chodzi, co ja tu w ogóle i zgłoś się pan jeszcze raz, a nie dupę zawracasz. Jako że lubię działać pod wpływem impulsu i chwycić byka za rogi, odczekałem kolejny rok i w lutym 2018 wysłałem kolejne zgłoszenie. Dopiero w listopadzie dostałem odpowiedź z zaproszeniem na eliminacje w Warszawie. Miały się odbyć w szkole podstawowej na Grzybowskiej. Ciekawe czy chodzi tam jakiś dzieciak, który za 25 lat zgłosi się do Jednego z Dziesięciu. - Ty - rzekł egzaminator wystawiając głowę na korytarz. Kiwnął głową, wskazując mnie palcem. A może po prostu kulturalnie mnie zaprosił? Nie pamiętam już teraz. Usiedliśmy naprzeciw siebie w szkolnej ławce, na karykaturalnych krzesełkach dla karłów. Ręce miałem spocone, wzrok rozbiegany, a lewa noga chodziła jak w amoku. Po krótkiej ankiecie osobowej znowuż dostałem się w krzyżowy ogień pytań z wiedzy ogólnej. Już na drugim wyłożyłem się haniebnie i zacząłem się oswajać z faktem, że tym razem z awansu nici. Nic bardziej mylnego. Po chwilowym zamroczeniu nastąpiła z mojej strony seria trafnych odpowiedzi, intelektualny pług gniótł przesłuchującego jak robaka. Ostatecznie poprawiłem się o jeden punkt względem roku 2012. 17 na 20, witamy w programie, w przyszłym roku odezwiemy się do pana w sprawie nagrania. - Ale tym razem naprawdę się odezwijcie, bo ileż można się z wami brandzlować. Co, za 10 lat wezwiecie mnie na eliminacje do Krosna i tak w koło Macieju aż umrę? - Nie no, co pan naprawdę, teraz to już na pewno - zripostował przyparty do muru przedstawiciel organizatora, mrugając w nerwowym tiku. I tak się nasze drogi rozeszły. Dla potomnych zapisuję trzy pytania eliminacyjne, na które nie znałem odpowiedzi: - jaką część ciała okrywa w chłodne dni mufka? (Powiedziałem, że głowę, a to były ręce) - z jakim krajem jest przejście graniczne w Terespolu? (Nie wiem dlaczego rzuciłem, że z Ukrainą, a to była Białoruś) - który pisarz i podróżnik był autorem książki Kanada Pachnąca Żywicą? (Brak odpowiedzi, a to był Arkady Fiedler) Cały proces nie trwał nawet 10 minut. Wyszedłem z grobową miną, bo gdzieś wyczytałem, że emocje są złym doradcą. Na korytarzu obskoczyli mnie ludzie oczekujący na swoją kolej, niczym studenci na ustnym egzaminie. A trudne pytania? A był stres? A jak to wygląda? A czytał pan klauzulę RODO? Odgoniłem ich wielkopańskim gestem dłoni i poszedłem przekazać dziewczynie radosną nowinę. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku opuściliśmy szkolne mury. Pod butami wesoło grało nam pośniegowe błoto. Nie pozostało nic innego, jak udać się na niedzielną kawkę do teściowej zamieszkującej gminę Nadarzyn. Oczekiwanie Mijały kolejne zimowe miesiące. Deszcz zamienił się w śnieg, błoto zamarzło, bezdomni grzali zziębnięte członki w tramwajach, a ja czekałem. Wieczory upływały na emisjach Jednego z Dziesięciu w TVP1. Siedziałem spięty na kanapie i odpowiadałem razem z zawodnikami. Stawiałem sobie kreseczkę przy dobrych odpowiedziach, a kropeczkę przy złych. Wyliczałem średnie liczby punktów z każdego etapu, szacowałem ile dobrych odpowiedzi muszę mieć, aby się nie skompromitować, a ile żeby otrzeć się o finał. Nie, to niedorzeczne, jaki finał, tam są ludzie, którzy pół życia spędzili w książkach, doktoryzowali się z historii, a ich pasje to sztuka renesansu, chemia organiczna i ptaki Polski. Jeśli przejdę pierwszy etap, to będę mógł wrócić z podniesioną głową. Oby tylko nie zniszczył mnie stres, bo ktoś to nagra i zostanę memem na YouTube. Kołonotatnik z wynikami moich odpowiedzi w kolejnych 43 odcinkach Jednego z Dziesięciu. Tak, wiem, to niedorzeczne. A jednak przez parę miesięcy uzbierało się prawie 60 odcinków, z których mam dokumentację. Widoczny na powyższym zdjęciu analogowy Excel pokazuje skalę tego paranoicznego baletu obłędu. W każdym razie na prawie 5000 pytań miałem 65% poprawnych odpowiedzi. Aby się dostać do finału odcinka, trzeba mieć statystycznie co najmniej 70-75%, więc przy odrobinie szczęścia mógłbym powalczyć. Tego typu wielkomocarstwowe plany mieszały się z szukaniem usprawiedliwień na wypadek blamażu. Wtem pod koniec lutego przyszedł list. Nie dość, że dotarł tradycyjną pocztą jak w jakimś XX wieku (co jest rozczulające), to jeszcze kazali potwierdzić przybycie również z użyciem tradycyjnej poczty. Wylałem morze łez ze wzruszenia, że ktoś w tych czasach komunikuje się jeszcze w ten sposób. To tradycjonalizm na poziomie słuchania winyli albo jeżdżenia 25-letnim BMW. Do nagrania zostały zaledwie trzy tygodnie. Okazały się one istną męczarnią. Układałem w głowie tysiące scenariuszy "co może pójść nie tak". Jak na starcie spytają mnie o operę i malarstwo baroku, to koniec. Wymyślałem najbardziej absurdalne zagadnienia, które może mi wrzucić na warsztat Tadeusz Sznuk. Ale najgorzej to dostać coś prostego, palnąć głupotę i skończyć jak ta facetka od lamy w Familiadzie. Wstyd przed prowadzącym, wstyd w rodzinie, wstyd w pracy, wstyd na Żoliborzu i dozgonna sława w internecie. "Kochanie, jak kupowałem dziś marchew, to przede mną stał ten gość z Top 10 idiotów w teleturniejach". I takie katusze targały mą duszą przez bez mała miesiąc. Na każdą myśl o nagraniu, przechodziła po brzuchu ciarka. Ludzie w pracy przez trzy tygodnie zadawali mi losowe pytania z internetu. Gdy jechałem z kolegami do Częstochowy na mecz Rakowa z Legią, odpytka z polityki i historii. Szef Komisji Europejskiej, Sekretarz Generalny NATO, data bitwy pod Kłuszynem, w którym roku Miłosz dostał Nobla. Mózg skwierczał. Co ciekawe, jedno z tych pytań powtórzyło się potem w programie. W domu z dziewczyną graliśmy w planszowych Milionerów. Tylko pies nic z tego nie rozumiał. Bo co miał rozumieć? Jest jamnikiem. Była tylko jedna książka, którą przeczytałem w ramach przygotowań. To Mitologia Parandowskiego, bo zauważyłem, że jest duża nadreprezentacja pytań z tej dziedziny. To był bardzo dobry wybór, jak się później okazało. Przed nagraniem 19 marca pojechaliśmy do Lublina. Nocleg w rodzinnym domu, wieczorne piwo z ojcem, prasowanie koszul na jutro. Na wszelki wypadek wziąłem trzy - w razie gdyby jedna zalała się kawą, a drugą zagryzł pies, to była jeszcze trzecia. Dwie marynarki - gdyby na jedną wylał się sos pomidorowy. Dwie pary spodni - na okoliczność upadku na trawie i wysmarowania kolan zielenią. Jutro sądny dzień. Przyzwoity występ bez historii albo "Top 10 idiotów w teleturniejach". A może finał i mołojecka sława. Sen płytki. Od rana nerwy. Skromne śniadanie, żeby nic nie wierciło w brzuchu, jak Sznuk zacznie grillować. Panika z powodu zagięcia na koszuli, jak to będzie wyglądać przed milionami Polaków. Prasuję jeszcze raz. Dziewczyna uspokaja, ale dziewczyny zawsze uspokajają. Buty wypastowane na glanc, nie będę robił z siebie dziada. Co teraz? Pewnie samochód nie odpali. Odpala jak złoto. Dziesięciominutowa jazda do siedziby telewizji jak na ścięcie. Parkuję byle gdzie, nie płacę w parkomacie. Jesteśmy za wcześnie, jeszcze godzina do nagrania. Ochroniarz zaprasza nas do kantyny, gdzie śmierdzi ceratą i starym olejem. Jakiś facet ma nagranie za 4 godziny, je schabowego z ziemniakami. Przy drugim stoliku jacyś stulejarze piją kompot. Może to moi przeciwnicy? Warto zawrzeć sojusz. Nie, po co. Na pohybel wszystkim. Milcząc przeglądam Instagrama. Tam zalew myśli w rodzaju: "Według Indian ludzie chorują od niespełnionych pragnień" albo "Każdy pies potrafi wywąchać narkotyki, ale nie każdy pies jest konfidentem". Siedziba TVP Lublin. Daleka od tak pożądanego w dzisiejszych czasach "efektu wow" Minuty upływają szybciej niż zwykle. Na małym telewizorku mamy podgląd obecnie trwającego nagrania (choć bez fonii). Dziennie realizowane są trzy odcinki - mój jest drugi. Jeszcze pół godziny. Wychodzę się przejść. Na papierosie spotykam pana Andrzeja z Murowanej Gośliny, będzie w tym samym odcinku. Ucinamy sobie życzliwą pogawędkę. Pan Andrzej zauważa, że grunt to wiedza i opanowanie. Dziękuję za radę trafiającą w sedno punktu i gaszę kiepa o metalową popielniczkę. Busik przywozi z dworca PKP kilka osób. To gracze, którzy na nagranie dojechali koleją. Kierownik produkcji sprawdza listę obecności - wszyscy są. Dziewczyna kopie mnie w tyłek na szczęście. Nie lubię takich przesądów, więc obruszam się jak zwykle. Ale nie dziękuję, żeby nie zapeszyć. Osoby towarzyszące zostają odesłane do kantyny, gdzie na telewizorku będą śledzić postępy w rozgrywce. A my schodzimy do podziemi, dziesięcioro wspaniałych. Po podpisaniu papierów nadchodzi losowanie stanowisk. Kierownik wyrzuca na stół dziesięć zmiętych karteczek. Ja losuję ostatni, więc wielkiego wyboru nie ma. Trafiam numer 6, tyle mam liter w imieniu. Przypadek? Tak, potwierdzam. To przypadek. Zapraszają nas do pakamery podobnej do tej, w której Max Kolonko nagrywa swoje słynne filmiki. Ledwo się mieścimy w dziesiątkę. Pracownik telewizji puszcza nam z kasety wideo film instruktażowy z okolic roku 2000. Na nim Tadeusz Sznuk, cudownie odmłodzony o 20 lat, opowiada o zasadach programu, radzi jak się zachowywać przed kamerą, wskazuje jak opanować stres. Nie robić gwałtownych ruchów, wskazywać przeciwników po numerze, a nie po imieniu, nie mamrotać, tylko odpowiadać jak człowiek. Po pięciu minutach indoktrynacji czuję, że zrobił ze mnie telewizyjne zwierzę. Czas na charakteryzację. Dwie panie uwijają się jak w ukropie, próbując ukryć wszelkie niedostatki na twarzach graczy. Oczekujący na swoją kolej chodzą nerwowo po korytarzu albo siedzą w milczeniu. Każdy jak może radzi sobie z narastającym napięciem. Pan Marek z Blizanówka zagaduje współzawodników. Kasia, studentka z Kielc, opowiada cichym głosem, że to jej drugi udział. Kilka lat temu odpadła jako pierwsza i chce się zrehabilitować. Patryk, słusznych rozmiarów student z Motycza, zbiera reprymendę od wizażystki, że ma wypuszczoną koszulę. Moje gardło wyschło na wiór, ale nie piję wody, żeby pęcherz nie cisnął w studiu. Strzepuję niewidoczny pyłek z marynarki. W międzyczasie otwierają się masywne drzwi studia, z którego wychodzi trójka finalistów z poprzedniego odcinka. Wygrała jakaś pani, to rzadkość w tym programie. Tadeusz Sznuk, zapytany kiedyś dlaczego tak mało kobiet bierze udział w teleturnieju, odparł: "Nie wiem, choć się domyślam". Kwik oburzenia jak zwykle wstrząsnął wtedy narodem. Sam prowadzący dostojnym krokiem opuszcza studio i udaje się do garderoby zmienić garnitur, koszulę i krawat. Ja już na kozetce w charakteryzatorni. Ostatni, bo najmniej do roboty. Facetka, nakładając mi jakąś maź na twarz, pyta dlaczego zdradziłem rodzinny Lublin na rzecz studiów w Warszawie. Odpowiadam, że jeszcze tu kurwa wrócimy z Olem. Nie oglądała "Psów", patrzy nieobecnym wzrokiem. Zostaję pokryty warstwą pudru. Przez trzy dni będę miał od tego krosty. Kierownik zabiera nam telefony i zaprasza do studia. Szukam stanowiska numer 6. Jest między 5 a 7, a więc wszystko w porządku. Na ekranie wyświetla się imię "Adrian". To ja. To jest właśnie moje stanowisko i to właśnie przy nim zamierzam grać w Jeden z Dziesięciu. W studiu panuje półmrok. Mimo działającej klimatyzacji plecy mam całe mokre. Technicy przypinają mikrofony, ustawiają kamery. Choreograf przesuwa nam krzesła, zabrania się garbić. Ręce należy trzymać na pulpicie. Reżyserka sprawdza komunikację z graczami. Mnie jedynego nie słyszy. Nic dziwnego, technik nie włączył mikroportu. Po chwili uderza się w czoło, naprawia swój błąd, już wszystko działa i można nagrywać wizytówki. Reżyser prosi, by każdy po kolei powiedział do kamery parę słów o sobie. Ludzie stoją jak zamurowani, plączą im się języki, głosy drżą. Ktoś bełkocze, że interesuje się wszystkim po trochu. Z reżyserki słychać czyjś zniecierpliwiony głos. Nie można interesować się wszystkim, decyduj się pan na hobby, bo czas goni. Nie będziemy tu siedzieć pół dnia. Każdy ma dwie próby i do widzenia. Pierwsza kolejka wypadła tragicznie, druga niewiele lepiej. Niech się montażyści martwią jak coś z tego ulepić. Dziwne, bo wbrew pozorom wcale nie tak trudno zdefiniować siebie w trzech zdaniach. Każdy myśli, że jest wyjątkowy jak płatek śniegu, a tymczasem wystarczy kilka sekund, by wyczerpująco scharakteryzować człowieka. Długo się nie namyślając, powiedziałem milionom Polaków jak się sprawy mają. Adrian Lewandowski, przyjechałem z Warszawy, gdzie pracuję w marketingu. Najbardziej lubię spędzać czas z moją dziewczyną Natalią i psem jamnikiem. Moje zainteresowania to literatura, sport i podróże. Wszystko jasne, nie ma co drążyć tematu. Pierwsza runda Do studia wszedł pan Tadeusz i od progu zaczął żartować. Był to rzecz jasna humor wytrawny, sytuacyjny, a nie jakieś błaznowanie. Z oczywistych względów żadnego z figli prowadzącego nie da się tu powtórzyć. Potem z pięć razy powtarzał scenę powitania, bo ciągle coś mu nie pasowało. Wreszcie się udało. Dzień dobry. Zgodnie z państwa przewidywaniami teraz w pierwszym programie telewizji teleturniej Jeden z Dziesięciu. Oto nasi dzisiejsi goście. Uczestnicy 13 odcinka 112 serii, kolejność przypadkowa 1. Marek Kwieciński - Blizanówek, technik mechanizacji rolnictwa. 2. Grzegorz Chmiel - Kraśnik, specjalista do sprawa badań i rozwoju. 3. Adam Długołęcki - Ciechanów, energetyk. 4. Andrzej Kurowski - Murowana Goślina, prowadzi firmę zajmującą się handlem i nie tylko. 5. Łukasz Goc - Żnin, student SGH. 6. Adrian Lewandowski - Warszawa, pracuje w marketingu. 7. Robert Kurdziałek - Gdynia, oficer marynarki wojennej. 8. Katarzyna Górecka - Kielce, studentka prawa. 9. Patryk Jakubczak - Motycz, student dziennikarstwa. 10. Barbara Kocot - Zgierz, emerytowany pracownik PKP. Od tego momentu wszystko potoczyło się błyskawicznie. Nie zdążyłem się nawet dobrze rozstawić za pulpitem, gdy prowadzący zaczął miotać pytaniami bez opamiętania. Pierwsza runda jest dość prosta, pytania idą po kolei według stanowisk. Ani się obejrzałem, a już pięciu graczy przede mną zdążyło odpowiedzieć poprawnie. Teraz ja. Czy będę pierwszym, który się wyłoży? Na szczęście los był łaskaw. - Jak nazywa się obowiązkowa bezżenność księży w kościele rzymskokatolickim? Gdy Tadeusz Sznuk czytał pytanie, to wydało się, że trwa to wieczność. Każde słowo analizowałem z osobna. Minęło mnóstwo czasu zanim złożyłem z tego sensowną całość i wynalazłem odpowiedź. - Celibat. W telewizji zupełnie tego nie widać, są to ułamki sekund. Kamera nie oddaje mózgu kołaczącego się po czaszce i gonitwy myśli. Z tyłu głowy doskwiera świadomość, że ten program ogląda dwa i pół miliona ludzi, a nie dwa i pół tysiąca hanysów jedzących krupniok przy kabarecie na TV Silesia. A więc pierwsza odpowiedź dobra, z serca spadło mi kilka głazów. Na razie sześciu pytanych - sześć poprawnych odpowiedzi. Już wiedziałem, że nie odpadnę w pierwszej rundzie, a więc plan minimum wykonany. Co więcej, kolejna czwórka zgodnie udzieliła odpowiedzi błędnych, co przyjąłem z właściwą sobie schadenfreude. I druga kolejka pytań. Błyskawicznie wymielono graczy ze stanowisk 1-5 i znów znalazłem się w świetle reflektorów. - Panie Adrianie, ile lat według legendy trwała Wojna trojańska? Jak wspomniałem, przed programem przeczytałem Mitologię. Znakomicie zdawałem sobie sprawę, że legendarna potyczka Achajów z Trojanami trwała 10 lat. Czemu więc powiedziałem, że 9? Chyba nigdy się już nie dowiem. Pierwszy błąd, pierwsza stracona szansa. Pytanie było z gatunku niełatwych. Tym bardziej przykry był dla mnie fakt, że następnego gracza spytano jaki deszcz pada z dużej chmury. Pan Robert z numerem 7 udzierżył ciśnienie i przetrwał, czego nie można powiedzieć o pani Kasi z numerem 8. W jej przypadku dwa pytania i dwa błędy oznaczały przedwczesny powrót do domu. Ja w duchu otworzyłem szampana - nie zajmę ostatniego miejsca. Pierwszą rundę przeszła dziewiątka graczy. Zaledwie trójka zachowała komplet szans. Nie było mnie w tym gronie. Druga runda Teraz kto odpowie dobrze, ten wyznacza kolejnego pytanego. Na początku miałem taktykę, żeby patrzeć wyznaczającym współzawodnikom prosto w oczy z wykorzystaniem wzroku Bazyliszka. Dwie osoby się przestraszyły i wskazały kogoś innego, ale student Adam ze stanowiska nr 3 wytrzymał presję i wytypował mnie. Sznuk tylko na to czekał. - Pan Adrian. Historia Polski. Proszę podać datę rozpoczęcia Powstania listopadowego. 15 lat temu może odpowiedziałbym bez zawahania, ale teraz? Rok pamiętałem - 1830. Miesiąc był zawarty w pytaniu. A dzień? Gdzieś pod koniec. 30? 27? 29? 30 chyba nie, bo to rok. A może? Nie, dobra, chuj. - 1830 listopad 30. - 29 listopada 1830. Wspaniale. Z Wojną trojańską pomyłka o rok, teraz o dzień. Z trzech szans została jedna, jestem pierwszy do zezłomowania przez rywali. Przynajmniej nie w pierwszej rundzie i nie jako pierwszy, więc hańby nie stwierdzono, ale jednak szkoda. Wszyscy mają po dwie-trzy szanse, a jedną tylko ja. Zmieniłem taktykę. Teraz patrzę w podłogę, może mnie nie zauważą i jeszcze chwilę pogram. Nie miałem jednak większych złudzeń. Ktoś się w końcu połasi, żeby wrzucić mnie do dołu i przysypać gaszonym wapnem. Potencjalnym katem okazał się Pan Marek z numerem 1. Wskazał mnie w sposób bezceremonialny. Tadeusz Sznuk spojrzał na karteczkę i zaczął czytać w moim kierunku. - Historia. W którym wieku doszło do rozbicia Polski na dzielnice? Znowu historia, choć tym razem znałem odpowiedź. - W dwunastym. - W dwunastym. To kwestia testamentu Bolesława Krzywoustego z 1138 roku. Jasne, że Krzywoustego. Żyjemy. Czas przerzedzić nieco szeregi rywali. Zdecydowałem, że nie ma już nic do stracenia. Będę konsekwentnie wskazywał ludzi z największą liczbą szans. Niech giną. Padło na pana Andrzeja z numerem 4, który przed programem dawał mi tak cenne wskazówki na papierosie. Nie uratowało go to przed nominacją. Pan Andrzej niestety znał odpowiedź i z mojego kontrataku nic nie wyszło. Bogu dzięki ciężar gry przeniósł się na innych, a ja stałem jak widły w gnoju i czekałem, kto kolejny uzna, że dla mnie już pora pakować mandżur. I znowu pan Marek z numerem 1 śmiał skierować światła i kamery na moje stanowisko. Czy ten koszmar się kiedyś skończy? Czułem się jak Robert De Niro, rekordzista Hollywood pod względem liczby zgonów na ekranie. Licząc najświeższego Jokera spadł z rowerka 16 razy. Wybaczcie spoiler, ale było iść na premierę, a nie zwlekać nie wiadomo na co. - Panie Adrianie, jak nazywa się stolica Wenezueli? Za dzieciaka nauczyłem się wszystkich stolic świata. - Caracas. Nawet nie czekałem na pisk potwierdzający prawidłową odpowiedź. Jak solidny szachista miałem już ułożoną kolejność posunięć na piętnaście ruchów wprzód. Czas odpytać panią Barbarę ze Zgierza z numerem 10. Emerytowana pracowniczka PKP nie dała się wszakże zaskoczyć i bezbłędnie określiła głos maoryskiej śpiewaczki Kiri Te Kanawy jako sopran. Ale ja ani na moment nie wyzbyłem się wiary, że jeszcze odeślę kogoś do domu. Tymczasem ludzie zaczęli tracić szanse jak opętani. Gdybym miał wówczas popcorn, jadłbym go. Po krótkiej wymianie pytań między rywalami znowu ktoś zechciał mnie zabić. To pan Grzegorz z numerem 2. Kolejny raz geografia. - W którym województwie leży Grunwald, w okolicach którego odbyła się bitwa? Pierwsza myśl: w warmińsko-mazurskim. A co jak jednak w mazowieckim? Dobra, nie ma co, bo na odpowiedź są tylko trzy sekundy, choć odczuwa się je jak jedną. - W warmińsko-mazurskim. - Proszę spojrzeć na powyższe zdjęcie i porównać je z dwoma poprzednimi. Zamiast opadającej głowy i załamanych rąk - wysoko uniesiony podbródek i mordowanie wzrokiem pana Patryka numer 9. Co za przemiana. Pan Patryk nie wiedział kto skomponował muzykę do opery Król Roger. To miło, zawsze jedna szansa mniej. Też bym nie wiedział, ale mnie o to nie pytali. Nie tracąc czasu kontynuowałem typowanie tych, którzy w mojej ocenie mają za dużo szans. Przekazałem pałeczkę panu Grzegorzowi z numerem 2, ale ten o dziwo zdawał sobie sprawę, że macę robi się z mąki i wody. Ciekawe gdzie i kiedy posiadł taką wiedzę? Ja dotychczas byłem przekonany, że wyrabia się ją z krwi chrześcijańskich niemowląt. No ale człowiek się uczy przez całe życie. Młócka trwała. Doszło do drugiego zgonu. Pan Marek z numerem 1 nie znał ludów zamieszkujących Sri Lankę i realizator zgasił mu światło. Przed programem był sympatyczny, ale potem mnie wskazał dwa razy, za co los go skarcił. W duchu otworzyłem kolejnego szampana - otóż w najgorszym razie będę ósmy. Tymczasem pan Robert z numerem 7 odpalił pług nienawiści i przyłączył się do naszej milczącej dwuosobowej spółdzielni odpulającej graczy z największą liczbą szans. I do czego po chwili doszło? Na placu boju zostało ośmioro zawodników i każdy z dokładnie jedną szansą. Po raz pierwszy w historii świata udał się komunizm. I to gdzie? W studiu przy ulicy Raabego w Lublinie. Poczułem się, jak bym wróciłem z bardzo dalekiej podróży. Pan Robert natychmiast zyskał w moich oczach. Co więcej, nie opamiętał się w swym morderczym szale i po kolei zgasił światło panu Patrykowi z numerem 9, pani Barbarze z 10 i panu Grzegorzowi z 2. Nie trwało to nawet minuty. Ni stąd ni zowąd awansowałem do czołowej piątki odcinka. Wszyscy po jednej ocalałej szansie. Każdy scenariusz jest możliwy. Napięcie niewyobrażalne. Kilka chwil temu byłem najbliżej odpadnięcia, teraz jestem o dwa trupy od finału odcinka. W gardle piach, z pleców się leje, lewa noga tak mi latała, że musiałem ją powstrzymywać rękami. A ręce sam ledwo kontrolowałem. "Co tam się dzieje pod szóstką" - mamrotała reżyserka (albo pani reżyser, dziś już żadnej formy nie można być pewnym). Nic, nerwy w strzępach. Nie zrozumiesz. Nagle przyszła kolej na pana Łukasza z numerem 5. Ten jakby wiedział, że ze stresu mnie nosi i postanowił rozładować atmosferę kapitalnym żartem. Oto bowiem Tadeusz Sznuk pyta w której konkurencji Irena Szewińska zdobyła złoty medal w Montrealu. A Łukasz bez cienia zawahania, na pełnej pewności siebie i z kamienną twarzą odpowiada, że w łucznictwie. Kamerzysta spadł ze stołka, Sznuk zatacza się ze śmiechu, ktoś prosi o tlen. Nie wypada śmiać się z ludzi, to są naprawdę trudne do opanowania emocje i jedynie ten, kto stanął przed kamerą jest tu partnerem do dyskusji. Ale to był po prostu tak doskonały żart, w tak idealnym momencie, że nie dało się przejść nad nim do porządku dziennego. W ostatnim czasie na młodzieżowe słowo roku wybrano "xD". Poniżej można zobaczyć, jak wypowiada je 76-letni Tadeusz Sznuk xD Karą za zrobienie z Szewińskiej łuczniczki było rzecz jasna zgaszenie światła i bilet na pociąg dla pana Łukasza. Została nas czwórka. Jeden do zgruzowania i mamy wielki finał. Prześlizgnę się czy nie? Pan Adam z numerem 3 sprawdził szczęścia i na ostatniej prostej mnie wskazał. Czułem, że nie odpowiem. Czwarte miejsce to będzie właśnie to, czego można się było spodziewać. Już byłem w ogródku, już witałem się z gąską... Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka... Pan daje, panie Tadeuszu. - W którym roku Narodowy Bank Polski przeprowadził ostatnią denominację złotego? - W 1995. Czwarte dzisiaj pytanie z historii, ale tym razem pamięć nie zawiodła. Przede mną kluczowa decyzja: kogo wskazać? Wszyscy po jednej szansie, ale pan Andrzej z numerem 4 największa wiedza. Ryzyko, że odpowie i odda pytanie. Pan Adam z trójką dopiero co mnie wskazał, a ja nie jestem mściwym kmiotem i nie rewanżuję się w ten sposób. Jestem dżentelmenem. Wskazuję więc pana Roberta z siódemką - marynarza z Gdyni. Niech się dzieje. Robert dostał fatalne pytanie - z jakiego jeziora wypływa rzeka Pisa. Strzelił w Śniardwy, a to był Roś. Światło zgasło, marynarz odpłynął w nieznane. Do mnie zaczęło docierać co tu się właśnie odjebało. Pan Adam, pan Andrzej i pan Adrian spotkają się w finale - zakomunikował Tadeusz Sznuk, a ja wybiegłem ze studia napić się wody i usiąść na ławce. Dopiero po krótkiej chwili dotarło do mnie, że to jakiś obłęd. Jeszcze kilkanaście minut temu byłem pierwszy w kolejce do odpadnięcia, a tu nagle finał. Finał Przerwa między rundami trwała dziesięć minut. Ze studia przegnano siódemkę przegranych i przygotowano trzy pulpity dla finalistów. Tym razem dostałem stanowisko numer 3. Połowa ósemki, gdyby kroić wzdłuż. Znowu przypadek? Tak. Kontynuujemy pijany sen wariata. Finał rządzi się innymi zasadami. Każdemu przywrócono po trzy szanse. Żeby móc wskazywać innych graczy, trzeba najpierw samemu trzy razy się zgłosić i odpowiedzieć poprawnie. Skuteczna seria z poprzedniego etapu dodała mi animuszu. Po wykaraskaniu się z tak ciężkiej opresji, finał wydawał się igraszką. Tu nawet blamaż można przykryć zblazowanym "Wiecie, finał". Presja zniknęła całkowicie. Sygnał z reżyserki, zaczęło się. - Satyra polska. Jak ma na imię satyryk i artysta kabaretowy pan Laskowik? Wychowałem się na polskich kabaretach. To dzięki nim jestem dzisiaj tak zabawny. Wciskam guzik, wyprzedzając o mgnienie oka pana Andrzeja z dwójką. - Zenon. To prawda. Kolejne pytanie do wszystkich: - Prawo. Który dokument stwierdza własność wynalazku? Pan Andrzej znowu był szybki, ale niewyraźny i to ja mam prawo odpowiedzi. - Patent. I następna zagadka - na jakiej wyspie używany jest język rapanui. Nie mam pojęcia, a Andrzej wie. 2:1. - Język polski. Klęskę się odnosi czy ponosi? - Ponosi. Znowu jestem szybszy. Trzecia dobra odpowiedź, teraz ja wyznaczam. Pan z jedynką coś cicho siedzi, pewnie liczy, że my się we dwóch powybijamy, a on wjedzie na białym koniu po zwycięstwo. Daję mu szansę się wykazać. Pytanie o mitologię, fortel Hippomenesa. Z chłopaka nie ma co zbierać, jest liczony. Nie jestem bestialski, zmieniam ofiarę. Wskazuję Andrzeja z dwójką. Ten dostaje pytanie z historii, strzela i trafia. Mściwie oddaje mi pałeczkę. - Proszę podać tytuł filmu, w którym Stanisław Tym zagrał rolę prezesa klubu sportowego "Tęcza". - Miś. Ale z takimi banałami to nie do mnie tak. Do mnie nie. Oddaję Andrzejowi, żeby go trochę utemperować. Zgodnie z planem wykłada się na pytaniu o Edynburg. No to dla odmiany jedynka. O dziwo zgaduje i wyznacza dwójkę. Ten też na farcie i znów trafiam na grilla. - Filipiny to republika czy królestwo? - Republika. Jak w masło. Znowu kieruję orkę w stronę pana z numerem jeden. Nie radzi sobie z pytaniem o radzieckie statki kosmiczne. Nie żył w tamtych czasach, myli Sojuz z Wostokiem, zostaje mu jedna szansa. No to dwójka. Pechowo dostaje banał ("przeciwieństwo introwertyka" - litości) i natychmiast odpłaca mi pięknem za nadobne. Znowu dostaję historię. - Podczas wybuchu którego wulkanu zginął w 79 roku rzymski pisarz Pliniusz Starszy? 79 rok, czyli Pompeje. To była Etna czy Wezuwiusz? Etna to na Sycylii, przecież byłem. - Wezuwiusza. Pewnie że Wezuwiusza. W finale pytali mnie 6 razy, na razie 6 trafionych. Kto by pomyślał. Wskazuję jedynkę, pan Adam okazuje się ekspertem od koloru krwi tętniczej i z jedną szansą trzyma się przy życiu (choć już pod respiratorem). Znów wskazuje dwójkę, nie mnie. To miłe. Pan Andrzej na pełnym chłodzie nie myli stalaktytów ze stalagmitami i z radością kieruje pytanie do mnie. - Komu Międzynarodowy Komitet Olimpijski przyznaje organizację igrzysk - państwu czy miastu? Znowu łatwe. Po początku spodziewałem się, że spytają komu przyznano igrzyska w jakimś 2028 czy coś w tym stylu, ale na szczęście twórcy zagadki byli łaskawi. 7/7 i atakuję pana Adama. I tak już za długo się z nami bawi, a widziałem że chłopak ma dość. Tadeusz Sznuk przeegzaminował go z poetek pochodzących z rodziny Kossaków i kandydat numer jeden pogrążył się w mroku (dosłownie, ale i w przenośni). 21 punktów i 3. miejsce dla energetyka z Ciechanowa. Zostało nas dwóch: Pan Andrzej - 2 szanse i 51 punktów Pan Adrian - 3 szanse i 71 punktów Choć przed programem tak miło gawędziło nam się na fajce, to teraz puściły hamulce. Doszło do szamotaniny. Strzał za strzał, bez brania jeńców. Po którymś pytaniu wreszcie pierwszy raz się potknąłem, nie znałem dryfu wiatrów zachodnich. To spowodowało wyrównanie stanu szans i zmniejszenie różnicy punktów do zaledwie 10. I piłeczka po stronie rywala. - Niestety muszę poprosić pana z numerem 3 ponownie - powiedział wesoło, choć było to nieprawdą, bo mógł wskazać siebie (i zarobić dwa razy więcej punktów). Wyczuł jednak krew i zaczął kopać dół przeznaczony dla mojego truchła. Ja tymczasem nie miałem najmniejszej ochoty odpaść i zdecydowałem się na udzielanie poprawnych odpowiedzi. Nieoczekiwanie rywal powziął to samo postanowienie i tak się wzajemnie okładaliśmy z nadzieją, że komuś fortuna przestanie sprzyjać. I pękł wreszcie pan Andrzej, dwa razy z rzędu wykładając się na swoich pytaniach. Realizator zgasił mu światło, a do mnie zaczął docierać wynik tego odcinka. W głowie panował zupełny już chaos, dodatkowo spotęgowany zmęczeniem i silnymi emocjami. - Panie Adrianie - 101 punktów, gramy dalej. Kolejnych pytań zadawanych przez prowadzącego nie pamiętałem, odpowiadałem mechanicznie. Udało się dobić do 111 punktów, gdy wyczerpałem limit szans. Po programie Tadeusz Sznuk gratulował wyniku i docenił taktykę ("rzadko się spotyka, że ktoś z jedną szansą atakuje tych z trzema"), a pani Sylwia wręczyła upominki. Ktoś mnie wyprowadził ze studia na korytarz, ale nie bardzo wiedziałem co ze sobą zrobić. Oszołomiony skierowałem się w losowym kierunku, gdy nagle z jakiegoś pomieszczenia ktoś wybiegł i zaczął krzyczeć "halo, jeszcze nagrody, halooo..." Jezu, jeszcze nagrody. Zapomniałem, że w ogóle są, nawet nie bardzo byłem w stanie sobie przypomnieć jakie. Okazało się, że 5 dni w Gołębiewskim, zegarek, odkurzacz i pieniądze minus podatek. I idę z tym pudłem z odkurzaczem pod pachą, palto niesione luzem spada mi na ziemię. Schylam się po to palto, wylatują koperty i pokwitowania. Zdecydowanie nie umiem w wygrywanie teleturniejów. Dziewczyna czeka za szklanymi drzwiami, chyba bardziej zszokowana ode mnie. Oglądała wszystko na monitorku w kantynie - przecież ja już miałem jedną szansę, a wszyscy po dwie-trzy. A jednak prawdą okazało się to, co śpiewał zespół Kombi w utworze "Nigdy nie poddawaj się". A śpiewał, żeby nigdy się nie poddawać. Ja się nie poddałem i proszę - odkurzacz w garści. Inni się poddali i nie dostali. Doniosłem to wielkie pudło do samochodu. Za wycieraczką oczywiście mandat. Ale kto by się tym przejmował w takim dniu jak ten. Zimowe lubelskie popołudnie chłodziło rozgrzaną głowę. Przed tym wszystkim wydawało mi się, że jestem bardziej odporny na tego typu uniesienia. Nic bardziej mylnego, tej wewnętrznej euforii nie idzie porównać z niczym. A to nie był koniec przygody. Po kilku dniach odebrałem telefon, że uzyskałem siódmy wynik w całej 112. serii programu i zakwalifikowałem się do Wielkiego Finału. Nagranie już za tydzień panie Adrianie, tak więc zapraszamy serdecznie. ** Wielki Finał był również bardzo emocjonujący, ale jako weteran Jednego z Dziesięciu trzymałem nerwy na wodzy. Choć byłem najczęściej pytanym zawodnikiem dwóch pierwszych etapów, udało się dojść do ścisłego finału. Tam już nie miałem wiele do powiedzenia i zająłem 3. miejsce. Konkurenci byli z innej planety - wiedzieli absolutnie wszystko. Nie będę przelewał tych zmagań na papier, nagranie jest dostępne na YouTube. Link pod koniec wpisu. W całej 112. serii programu wzięło udział 200 graczy, a ja dzięki mieszaninie szczęścia i wiedzy zaorałem 197 z nich. Będę to sobie poczytywał za sukces i nic mi nie zrobicie. Dla chętnych nagrania: Odcinek regularny: Wielki Finał:
NIEOFICJALNIE: Pan Artur nie dojechał na finał "Jeden z dziesięciu"! Media huczą o nieobecności pana Artura w finale, "Jeden z dziesięciu" publikuje nowy post. W komentarzach burza
W wielkim finale 106. edycji teleturnieju Jeden z dziesięciu padł niesamowity wynik. Pan Dominik Rauer, ekonomista i prawnik z Leszna, zdobył 906 punktów. Do tej pory nigdy nie było tak blisko pobicia granicy czterocyfrowego wyniku, a przecież uczestnik wielkiego finału mierzył się z równie świetnymi zawodnikami. Teleturniej prowadzony przez Tadeusza Sznuka nie zawsze stanowi jednak równie świetlany przykład wiedzy, chłodnej głowy i pewności siebie. Niektórych uczestnikom Jeden z dziesięciu na przestrzeni lat zdarzały się mało chlubne odpowiedzi i zachowania. Włocławek Miastem Aniołów Pytania o sport potrafią sprawić niektórym młodszym uczestnikom sporo problemów. Nie każdy jest przecież w stanie podać medalistów igrzysk olimpijskich czy mistrzostw świata lub Europy, które odbyły się na wiele lat przed urodzinami odpowiadającego. Nikt nie spodziewał się jednak, że proste z pozoru pytanie o miejsce „zamieszkania” przez koszykarską drużynę Anwilu sprawi tyle kłopotów panu Marcinowi. Uczestnik desperacko chwycił się jedynej około koszykarskiej myśli, jaka pojawiła się w jego głowie i odparł: „Los Angeles”. Jest w tym jakaś logika. Wydaje się, że nawet koszykarze Anwilu Włocławek osiągnęliby w ostatnich latach lepsze wyniki w NBA od Los Angeles Lakers. Najbardziej niezdrowe jedzenie Wszyscy wiemy, że jadanie w fast foodach nie jest najzdrowszym sposobem na odżywianie. W jednym ze starszych odcinków Jednego z dziesięciu pewna niezdrowa przekąska kosztowała pana Andrzeja więcej niż tylko podwyższający się poziom cholesterolu we krwi. W pierwszym etapie teleturnieju, gdzie otrzymuje się zazwyczaj łatwiejsze pytania, Tadeusz Sznuk zapytał uczestnika z jakiego popularnego warzywa wytwarza się chipsy. Pan Andrzej odpowiedział, że z „frytki”. Chipsy z frytek o smaku frytek! To musiałoby być najbardziej niezdrowe jedzenie na świecie. Newton czyli Pascal To Karol Strasburger, prowadzący program Familiada znany jest powszechnie z opowiadania na antenie suchych żartów. Co nie oznacza, że w Jeden z dziesięciu niektórzy uczestnicy nie mają ambicji do opowiadania własnych dowcipów. Tak stało się po jednym z finałów, gdy Tadeusz Sznuk zauważył smutek na twarzach pokonanych. Wtedy odezwał jeden z uczestników, proponując opowiedzenie żartu. Kawał związany był z postacią trzech słynnych fizyków – Alberta Einsteina, Blaise'a Pascala i Izaaka Newtona – którzy spotykają się w niebie i postanawiają zagrać w grę. Jak widać odrobina humoru jest w stanie nawet lepiej osłodzić porażkę niż kuferek pełen słodyczy. Ekstremalnie trudny mat Do historii przechodzą nie tylko odpowiedzi uczestników w trakcie samego programu, ale też sposób ich prezentacji. Legendarna sekwencja, w trakcie której zawodnicy mają okazję się przedstawić zazwyczaj przebiega według standardowego schematu: imię, nazwisko, zawód, skąd jestem, co lubię. Niektórzy uczestnicy lubią zaskoczyć i złamać typowy sposób prezentacji. Inni potrafią zadziwić swoimi doświadczeniami. Tak było w przypadku pana Krystiana, który przedstawił się jako miłośnik sportów ekstremalnych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie dodał w następnym zdaniu, że chodzi o szachy. Wbrew pozorom rozgrywki szachowe najwyższym poziomie, które rozkładają się na kilka partii, z których każda ciągnie się godzinami, potrafią być niezwykle wycieńczającym sportem. Nie wspominając o wysiłku umysłowym! Po czymś takim dla odprężenia i relaksu można zagrać w piłkę nożną. Zgłaszam reklamację Nerwy zjadają wielu uczestników Jeden z dziesięciu. Nie ma w tym nic dziwnego. Co innego jednak nerwy, a co innego gapiostwo. Tym bardziej w wielkim finale, do którego dostał się pan Jacek. Wszystko wydawało się iść po myśli tego uczestnika. Miał najwyższą liczbę punktów i zachował więcej szans od przeciwników. Gdy odpadli, w panu Jacku obudził się jednak syndrom zwycięzcy, tak powszechny w tym turnieju. To właśnie wtedy z niektórych zawodników schodzi cały nagromadzony stres. Rozluźnieni natychmiast tracą pozostałe szanse i odpadają z programu. Nikt do tej pory nie podejmował jednak dyskusji z prowadzącym teleturniej, prosząc o drugą szansę, ponieważ "Nie wiedział, że pytanie jest adresowane do niego". Takie wymówki nie działały nawet w szkole, a co dopiero przed tysiącami telewidzów. Analfabetyzm antysemityzmu Wiele pytań które pada w trakcie programu, wymaga specjalistycznej wiedzy i sporego zainteresowania danym tematem. Nie zmienia to faktu, że niektóre odpowiedzi naprawdę nie mogłyby być prawdziwe w żadnej możliwej konfiguracji myślowej. Nie każdy musi wiedzieć choćby, ile znaków ma alfabet hebrajski, zwłaszcza dzisiaj, gdy mniejszość żydowska w Polsce jest znacznie słabiej reprezentowana niż dawniej. Trudno jednak, żeby chodziło o jeden znak, jak odpowiedział w jednym z odcinków pan Michał. Nawet Wookie zdają się wydawać więcej dźwięków, gdy zaczynają się ze sobą porozumiewać. Błąd maszyny losującej zdjęcie: TVP/PAP/Ireneusz SobieszczukJeden z dziesięciu uznawany jest za teleturniej na wysokim poziomie, ponieważ jego formuła koncentruje się przede wszystkim trudnych pytaniach i szybkich odpowiedziach. Czasem jednak wpadkę zaliczają nie uczestnicy, ani nawet prowadzący, a oceniające odpowiedź maszyny. Tak było w przypadku jednego z odcinków pod koniec 2017 roku. To wtedy Tadeusz Sznuk zapytał: „Ile razy Igrzyska Olimpijskie odbyły się w Ameryce Południowej?”. Uczestnik odpowiedział, że jeden raz, co było w poprawną odpowiedzią. Jednak według organizatorów nie wydarzyło się to ani razu. Twórcy programu szybko przeprosili za błąd i obiecali poprawę, ale niesmak pozostał.
17 kwietnia minęła 16. rocznica śmierci ojca braci Kaczyńskich, Rajmunda Kaczyńskiego. Małżonek Jadwigi Kaczyńskiej brał udział w Powstaniu Warszawskim, z czym wiąże się mrożąca krew w żyłach, jednak ciekawa historia. Jego postać omówiła przed laty nieżyjąca już Hanna Stadnik. Rajmund Kaczyński zapisał się na łamach polskiej historii. Mimo tego, że nie pochodził z
Wpadki w teleturniejach zdarzają się często. Uczestnikom pod wpływem stresu i presją czasu zdarza się mówić różne "interesujące" rzeczy. Tym razem jeden z zawodników w programie "Jeden z dziesięciu" wykazał się nieszablonową znajomością polskich filozofów. Po usłyszeniu odpowiedzi na pytanie nawet Tadeusz Sznuk nie mógł powstrzymać śmiechu. Zabawna sytuacja w „Jeden z dziesięciu” W teleturniejach, w których liczy są się refleks i czas reakcji, nie trudno o wpadki. Uczestnikom zmuszonym do działania pod presją zdarza się szybciej działać i mówić niż myśleć. Wtedy nie trudno o wpadkę i powiedzenie czegoś, za co widzowie mogą nas zapamiętać na długi czas. Uczestnika jednego z ostatnich odcinków programu „Jeden z dziesięciu” widzowie na pewno długo nie zapomną. Jego odpowiedź na jedno z pytań była tak oryginalna, że rozbawiła nawet Tadeusza Sznuka. Pytanie o polskiego filozofa i Lech Wałęsa „Jak się nazywa polski filozof, który w książce umieścił „moje słuszne poglądy na wszystko”?” – tak brzmiało pytanie, na które w „Jeden z dziesięciu” miał odpowiedzieć pan Franciszek. Z twarzy zawodnika dało się wyczytać, że był wyraźnie zaskoczony. Już wtedy było jasne, że może mieć problem z udzieleniem poprawnej odpowiedzi. Franciszek najwyraźniej uznał jednak, że lepiej powiedzieć cokolwiek niż nie mówić nic. Wtedy wyartykułował odpowiedź: „Lech Wałęsa”. Trudno ocenić, czy odpowiedź pana Franciszka była rzeczywiście nieprzemyślaną wpadką, czy dość błyskotliwym żartem ze strony uczestnika, jednak niewątpliwie rozbawiła wszystkich w studio „Jednego z dziesięciu”. Zaczęli śmiać się i współzawodnicy, i sam prowadzący. Tadeusz Sznuk, choć początkowo trudno było mu się opanować, na koniec uściślił, że w pytaniu o polskiego filozofa od „moich słusznych poglądów na wszystko” nie chodziło o Lecha Wałęsę, a o Leszka Kołakowskiego.
A tu nagle wszyscy chcą rozmawiać z synem. On nie ma na to siły, nie jest przygotowany. Nikt by tego nie wytrzymał, człowiek by zwariował – stwierdził w rozmowie z „WP” jego ojciec. I zapewnił, że jest dumny z syna, ale nie spodziewał się, że tak wiele osób będzie zainteresowanych, by z nim rozmawiać. Agrobiznes bez tajemnic.
Sylwia Toczyńska jest asystentką Tadeusza Sznuka w teleturnieju "Jeden z dziesięciu". Słynna pani Sylwia jest ulubienicą widzów. Na końcu odcinka zawsze rozdaje graczom słodkie upominki. Często bywa podrywana przez zawodników. Ich romantyczne popędy musi hamować gospodarz programu. Zdarzały się też niemoralne propozycje. Pani Sylwia zapowiedziała nowy sezon teleturnieju. Nie tylko Tadeusz Sznuk jest gwiazdą kultowego teleturnieju "Jeden z dziesięciu". Ogromną popularność zdobyła jego seksowna asystentka, zwana panią Sylwią. Piękna dziewczyna zawsze pod koniec odcinka rozdawała uczestnikom programu słodkie kuferki. Stała się nieodłącznym elementem teleturnieju. Długonoga asystentka otrzymała na wizji niemoralną propozycję od jednego z graczy. Mężczyzna chciał zaprosić ją do hotelu. Uczestnicy programu płci męskiej nie ukrywają fascynacji panią Sylwią. Prawią jej komplementy. Gdy tylko któregoś razu zabrakło jej w finale, od razu widzowie wyrazili swoje zaniepokojenie. Zaczęli protestować i pytać, gdzie się podziała. Kim jest Sylwia Toczyńska? Nowy sezon "Jednego z dziesięciu" Pani Sylwia walczyła w 2011 roku o tytuł najpiękniejszej Polki. O tym, że dotarła do ścisłego finału Miss Polonia pisał telemagazyn. W swojej przemowie wyznała, że najważniejszymi wartościami są dla niej Bóg, rodzina i zdrowie. Sylwia Toczyńska pochodzi z Janowa Podlaskiego. Asystentka Tadeusza Sznuka studiowała na Wydziale Finansów i Rachunkowości na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Kobieta jest zachwycona pracą w teleturnieju. Podoba jej się rola hostessy. Zapowiedziała nowy sezon "Jednego z dziesięciu", który został chwilowo zdjęty z anteny z powodu koronawirusa. Już niebawem fani Sylwii Toczyńskiej będą mogli znów zachwycać się jej wdziękami. ZOBACZ:Tadeusz Sznuk skończył 77 lat. ĆWIERĆ WIEKU w "Jeden z dziesięciu". Czym jeszcze zasłynął? [GALERIA]
Artur Baranowski nie wystąpi w finale „Jeden z dziesięciu". Pochodzący z Śliwnik (w woj. łódzkim) geniusz miał dojechać w niedzielę na nagranie finałowego odcinku programu „Jeden z dziesięciu". Nieoficjalnie możemy potwierdzić, ze Arutr był już w drodze do Lublina, kiedy na autostradzie za Warszawą padł mu auto na autostradzie.
Tej osoby nikomu nie trzeba przedstawiać. Chyba każdy zna niepowtarzalny głos i twarz gospodarza kultowego programu „Jeden z dziesięciu”, który już od niemal trzech dekad gości na ekranach. Jakiś czas temu w mediach pojawiła się niezwykła fotografia. Tak w młodości wyglądał Tadeusz Sznuk. Był rok 1996, kiedy wyemitowano pierwszy odcinek programu „Jeden z dziesięciu„. Gospodarzem został Tadeusz Sznuk, wówczas 51-latek, który miał już wówczas imponujące doświadczenie w zakresie prowadzenia programów rozrywkowych, ale także koncertów i nikt wówczas nie spodziewał się, że za 26 lat telewizyjny konkurs wiedzy będzie cieszył się niemalejącą popularnością, a prezenter, wraz ze swoim poczuciem humoru i błyskotliwymi uwagami, stanie się prawdziwą ikoną. Tadeusz Sznuk już w młodości pokochał „mikrofon”Tadeusz Sznuk urodził się 16 lipca 1943 w Kielcach. Już jako nastolatek zdradzał pewne predyspozycje, które pozwoliły mu rozpocząć pracę — najpierw jako lektor i reporter Rozgłośni Harcerskiej, a następnie w Polskim latach 70. jego głos znała już cała Polska — trafił do programu 2. TVP, gdzie zaczął otrzymywać własne programy, a nietuzinkowa aparycja i sposób wypowiedzi zaprowadził go wreszcie na scenę w Opolu, gdzie został współprowadzącym największego festiwalu wie, że gospodarz „Jeden z dziesięciu” próbował także swoich sił w aktorstwie, a nawet na scenie politycznej — gościnnie pojawił się w filmach „Niebieskie jak Morze Czarne” (1971) oraz „Sprawa inżyniera Pojdy” (1977) oraz kandydował do Sejmu. Co ciekawe, Tadeusz Sznuk nigdy nie chciał iść na studia dziennikarskie. Według „Teleshow”, prezenter stwierdził, że życie inżyniera będzie znacznie spokojniejsze i w związku z tym ukończył studia na Wydziale Elektroniki Politechniki Tadeusz Sznuk niczym DiCaprio. Tak wyglądał gospodarz „Jeden z dziesięciu”Choć te fakty z przeszłości prezentera mogą się wydawać zaskakujące, w prawdziwe zdumienie wprawiła nas archiwalna fotografia, która trafiła do wiedzą, jak dziś wygląda ikoniczny gospodarz programu „Jeden z dziesięciu”, choć on sam stanowi dość tajemniczą postać. Jednak nawet, kiedy słychać tylko charakterystyczny, melancholijny głos, oczami wyobraźni widzimy jasną czuprynę, błękitne oczy i znajome rysy twarzy. Niewielu jednak wie, jak w młodości wyglądał Tadeusz jest prosta — był istną żywą kopią popularnego aktora zza oceanu. Te łobuzerskie brwi i zaczesana grzywka są nie do pomylenia. Młody Leonardo DiCaprio jak się patrzy!PHOTO: TRICOLORS/EAST NEWS Telekamery 2013 N/Z:Sznuk TadeuszArtykuły polecane przez redakcję Lelum:Telekamery 2022. Tadeusz Sznuk nie pojawił się na gali i nie odebrał statuetki. Co się stało? „Nasz nowy dom”: Kim naprawdę jest Martyna Kupczyk? Pani architekt jest bardzo ciekawą postacią„Sanatorium miłości”: Nina Busk przed śmiercią miała dwa życzenia. Chodziło o jej pogrzebŹródło: Teleshow
“Jeden z dziesięciu” to teleturniej, który wymaga posiadania ogromnej wiedzy na wszelakie dziedziny. Udział w nim zapewne wiąże się z ogromnymi emocjami i wielkim stresem, co może przyczynić się różnego rodzaju wpadek. Tak było podczas trwania jednego z odcinków, co przyczyniło się do zabawnej wpadki.
Tego jeszcze nie było! Pani Sylwia, która w programie "Jeden z dziesięciu" rozdaje nagrody dla zwycięzców, usłyszała od jednego z uczestników niemoralną propozycję! Jak tak można?! Dwuznaczną ofertę pani Sylwii Toczyńskiej złożył Bartosz Pietrzak Sylwia Toczyńska - to właśnie ona wręcza nagrody w programie "Jeden z dziesięciu". Jest piękną długonogą blondynką, co sprawia, że cieszy się ogromnym zainteresowaniem u płci przeciwnej. "Pani Sylwia od kuferków", bo tak powszechnie jest nazywana, często obsypywana jest komplementami od uczestników programu. Tym razem jednak jeden ze zwycięzców zdecydowanie przesadził. Pan Bartosz Pietrzak, który wygrał pobyt w luksusowym hotelu dla dwóch osób, spiął się na wyżyny odwagi i podczas, gdy otrzymywał symboliczną nagrodę od "Pani Sylwii od kuferków", złożył jej dwuznaczną propozycję. Co dokładnie powiedział? Uczestnik zaproponował pani Sylwii, aby to właśnie ona spędziła z nim noc w luksusowym hotelu! Z reakcji kobiety można wnioskować, że oferty jednak nie przyjęła. Całą sytuację można obejrzeć na opublikowanym na YouTube nagraniu z końcówki programu "Jeden z dziesięciu". Zdegustowany propozycją pana Bartosza wydawał się również Tadeusz Sznuk. Prowadzący pospiesznie podziękował zwycięzcy wygranej. Idealne jako dodatek do mięs z grilla, albo samodzielne danie – pyszne warzywne szaszłyki
Wprost / Wiadomości / Polityka / Wybory Parlamentarne. Kuriozalny pościg dziennikarzy TVP za posłami. Jeden z polityków nie wytrzymał. Dodano: 18 sierpnia 2023, 11:23. Pasek informacyjny w
"Jeden z dziesięciu" to wręcz kultowy program. Na antenie Telewizji Polskiej pojawia się on już od prawie 30 lat! Niezmiennie prowadzi go Tadeusz Sznuk. Widzowie uwielbiają ten format szczególnie za to, że najważniejsza jest w nim wiedza. Wiele osób podziwia też ogromną klasę prowadzącego. Fani produkcji z wypiekami na twarzach czekają na nowe odcinki. To koniec "Jeden z dziesięciu"?!Miłośników programu zaniepokoiły ostatnie doniesienia o tym, że "Jeden z dziesięciu" może zniknąć z anteny TVP. Czy rzeczywiście jest takie niebezpieczeństwo? Wszelkie wątpliwości zostały rozwiane przez biuro prasowe Telewizji z planem premierowe odcinki teleturnieju zobaczymy jesienią, zdjęcia do programu trwają. Prowadzącym jest oczywiście Tadeusz Sznuk - przekazano portalowi Wirtualne także: Pieniądze to temat tabu w rodzinach. Adam Bodnar mówi, jak się zabezpieczyćOceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści."Koło fortuny" zlikwidować bo nic nie daje,ale " Jeden z dziesięciu" i "Va Bangue" obydwa program oglądany i do likwidacji????Kto znów to wymyślił?????.Ciekawych rzeczy można dowiedzieć róbcie oglądać "Jeden z dziesięciu"i "Va Bangue".Są to dwa programy z których można coś powinny zostać, proszę nie ruszać. Jak już mają być oszczędności to można zlikwidować "Koło fortuny" bo to w pewnym sensie teletur...miesiąc temunajlepszy ze wszystkich !!! 👍👍👍👍👍Protestujemy i prosimy o zostawienie programu "Jeden z dziesięciu".Od lat jest z nami i oglądamy coś można z niego wynieś,a chyba o to to są Kurski nie zrobi program jest 30 lat to znaczy że chcemy można dowiedzieć i trochę zdobyć już wszystkie programy które uczą mają być zlikwidowane.????????Czy mamy być państwem analfabetów??.Widzowie do proszę jest, że czuję przesyt serialami tureckimi. Na temat ukraińskich z grzeczności się nie teleturniej, niech znika jak najszybciejKolejny beznadziejny i nic nie wnoszący "artykuł" ... brawo Będzie dobranocka z kotem kaczynskiegoSłyszałem że po Sznurku będzie prowadził program Zenek . Pastuchy za Wisłą będą w niebo wzieciNa miejsce tego super programu dadzą drogę różańcowa Pacanoewo po 22 tok szol kondoon ojca dyrektora Może i ktoś z rodziny Tuska służył w wojsku 3 Rzeszy ale ojciec braci kartofli podpierdalal wspolbraci na NKWD iBezpieke w latach 50 20wieku na Żoliborzu Teraz to żołnierz tzw wyklety
Niepokojące informacje. "Jeden z dziesięciu" to jeden z popularniejszych polskich programów rozrywkowych. Media obiegła niepokojąca informacja przekazana przez jednego z uczestników. Okazuje się, że nagrania do piątkowego odcinka show zostały wstrzymane. Jeden z graczy podzielił się informacją, z której wynika, że piątkowe
W sieci pojawiła się nieprawdziwa informacja o śmierci Tadeusza Sznuka, prowadzącego programu "Jeden z dziesięciu". Ostrzeżcie znajomych przed tym fake newsem! Ostatnio coraz częściej dochodzi do bezczelnego i okrutnego uśmiercania znanych i lubianych osób. Najczęściej dzieje się tak, bo twórcy tego typu fake newsów chcą po prostu zarobić. W ostatnim czasie w sieci pojawiły się nieprawdziwe informacje m. in. o śmierci Janusza Gajosa, Macieja Musiała czy Kuby Wojewódzkiego. Co więcej, nawet na kilka dni przed samobójstwem Chestera Benningtona w Internecie pojawiła się nieprawdziwa informacja o jego śmierci. Teraz w podobny sposób jak wcześniej wymienione polskie gwiazdy został uśmiercony Tadeusz Sznuk – 74-letni prezenter telewizyjny związany z Telewizją Polską. Na Facebooku informacja ta, która – podkreślamy – jest nieprawdą, została udostępniona ponad 20 tysięcy razy. „Sznuk nie odzyskał przytomności po udarze, który przeszedł w czwartek przed południem. Lekarze szpitala Wojskowego robili co mogli by ratować życie Sznuka ale zmiany, które zaszły w organizmie prezentera były zbyt duże” – napisano na stronie, która opublikowała nieprawdziwą wiadomość. Pamiętajcie, by dla własnego bezpieczeństwa nie klikać w link z fałszywą informacją i jej nie udostępniać.
aGwqL. php2clwy9s.pages.dev/88php2clwy9s.pages.dev/13php2clwy9s.pages.dev/40php2clwy9s.pages.dev/84php2clwy9s.pages.dev/89php2clwy9s.pages.dev/29php2clwy9s.pages.dev/48php2clwy9s.pages.dev/68
jeden z dziesięciu nie wytrzymał